WDS
Dziś chcielibyśmy przedstawić Państwu wątek sportowy naszego Spacerku i jedną z czołowych miejskich inwestycji sportowych lat 60. XX wieku. W grudniu 1959 rozpoczęto budowę Wojewódzkiego Domu Sportu przy ul. Wąskiej, według projektu Mariana Rąbki przy współpracy Józefa Żukowskiego i Józefa Stępnia. Miała się tam mieścić kryta pływalnia, basen wioślarski, kajakowy, sala treningowa i hala sportowa na 800 miejsc. Powstał również hotel dla sportowców, pomieszczenia biurowe i socjalne i Wojewódzka Przychodnia Sportowo-Lekarska. Kryta pływalnia i basen wioślarski oddano do użytku w 1965, w 1969 zaś halę sportową. W 1970 obiekt wolą mieszkańców uzyskał tytuł “Mister Szczecina XXV-lecia”. W 1976 zaczęła funkcjonować otwarta pływalnia, a w 1979 korty tenisowe. W 2009 u zbiegu ulic Wąskiej i Niedziałkowskiego rozpoczęto budowę Szczecińskiego Domu Sportu w miejscu odkrytego basenu WDS’u i budynku biurowego Miejskiego Ośrodka Sportu, Rekreacji i Rehabilitacji według projektu Marka Orłowskiego. Zakończono ją w 2010 za cenę 62 mln zł. Wewnątrz powstał basen olimpijski z dziesięcioma pełnowymiarowymi, 50-metrowymi torami pływackimi, miejscami dla 1700 osób i pomostem pozwalającym na podzielenie basenu na dwie 25-metrowe pływalnie. Obiekt połączono ze starym 25-metrowym krytym basenem specjalnym łącznikiem. W holu Floating Arena znajduje się galeria z replikami medali pływaków z najważniejszych zawodów międzynarodowych.
Bibliografia: Marek Łuczak, “Szczecin. Śródmieście, Nowe Miasto”. Szczecin 2015. S. 692-696.
Fotografie ze zbiorów Marka Łuczaka i Ewy Kaptur.
Śródmiejskie ogrody
Tym razem zbierając szczecińskie śródmiejskie historie - dzięki uprzejmości Pani Grażyny Staszczyk, przewodniczącej Rady Osiedla Śródmieście Zachód, mieliśmy okazję zobaczyć, jak betonowa dżungla lat 90. ubiegłego wieku przy Jagiełły 4-6 zmieniła się w piękne cztery ogrody, które w tym roku zajęły 2. miejsce w konkursie Rady Osiedla Śródmieście Zachód na najładniejsze “Zielone podwórko”. Konkurs zorganizowano po raz pierwszy w 2011 roku z inicjatywy Pana przewodniczącego Krzysztofa Krzyżanowskiego. Wspomnianymi ogrodami opiekują się panie Genowefa Bartos i Ewa Kolska. Poniżej na zdjęciach śródmiejskie ogródki wczoraj i dziś.
Śródmiejskie gry i zabawy dziecięce z dawnych lat
Miałam przyjemność rozmawiać dla Państwa o śródmiejskich grach i zabawach z Panem Lechem, długoletnim mieszkańcem szczecińskiego Śródmieścia. Kto z Państwa pamięta klipę, pikutę czy tak popularne kiedyś podchody? Kto z Państwa bawił się na trzepaku bądź grał w znów popularne dziś planszówki? Polecamy Państwu, a w szczególności Państwa dzieciom wydawnictwo Naszej Księgarni przypominające dziecięce rozrywki minionych lat.
A poniżej opowieści pana Lecha o śródmiejskich grach i zabawach.
Po szkole, kiedy rodziców jeszcze nie było, dzieci, które nie mogły wejść do mieszkań, organizowały sobie różne ciekawe zajęcia w terenie, gry uliczne na powietrzu. To już teraz też raczej nie istnieje. Te gry warto byłoby może odświeżyć. Myślałem kiedyś, by zrobić taki turniej gier dawnych. Najbardziej łączące ludzi były podchody. Chodziło się po wszystkich uliczkach i zakamarkach tych podwórek, rysując strzałki, ukrywając karteczki ze wskazówkami. To było dość powszechne, teraz też zdarzało mi się to widzieć, ale wtedy dużo dzieci się w to bawiło. Nieraz całe te chodniki były wysmarowane tymi strzałkami. Czasami trzeba się było zastanowić, która strzałka jest tą właściwą. Ta sprzed tygodnia nie była już ważna. I to było dość pasjonujące.
Poza tym graliśmy w różne gry, np klipa – jest to odbijanie kilem takiego z dwóch stron zaostrzonego patyka i bronienie bazy, czyli narysowanego koła. ten zawodnik, który bronił bazy, wybijał ten kijek zaostrzony tym swoim kijem jak najdalej, a zawodnicy, którzy chcieli zdobyć bazę, próbowali go łapać. Jak im się nie udało, to nie udało. Wtedy jak już spadł, próbowali go wbić do koła, uderzając w zaostrzony koniec w taki sposób że ten kij podskakiwał do góry i kiedy on już był u góry należało go machnąć tą swoją patykiem czy deseczką, żeby w stronę tego koła jak najbliżej podleciał i tak się to odbywało. Dużo osób w to grało.
Grało się też w pikuty, tzw. nożem to był szereg różnych sposobów uderzania spuszczania noża w taki sposób, że wbijał się w ziemię. Grało się o wszystkie części ciała, o palec, o dłoń, o nos o czoło, rzucało się z rozmachem z ręki, tak żeby się bijał, trochę niebezpieczna zabawa jak dla dzieci. Wszyscy w to grali, każdy miał taki jakiś nóż było to też pasjonujące i wymagało dużej zręczności. Odbywało się na każdym podwórku.
Graliśmy też w rzucanie pieniędzmi, nie wiem, nie miało to swojej nazwy chyba, a może miało, ale już nie pamiętam. Rzucało się z góry pieniążki na ziemię, na twardą ziemię do tej pory, aż któryś pieniążek przykrył któryś inny. I ten, któremu się udało tak rzucić, że ten pieniążek przykrył jeden z pozostałych na ziemi, zabierał to wszystko. Za dużo pieniędzy nie mieliśmy, dlatego później do tej gry weszły kapsle. Zbieraliśmy kapsle od lemoniady, od piwa i kładło się ja na tory tramwajowe, tramwaje rozjeżdżały te kapsle na płasko, robił się cieniutki jak bibułka i te kapsle używano zamiast tych monet, i tymi kapslami się grało w tę grę. A jaki był przelicznik? Nie, kapsli się na monety nie wymieniało. Graliśmy też kapslami niezmiażdżonymi w wyścig pokoju – rysowało się trasy na piasku czy kredą na betonie i pstrykało się tym kapslem, żeby dojechać do mety.
Na pewno graliśmy w gry zespołowe. Piłkę nożną – jak najbardziej. Druga taką grą były 2 ognie. Bardzo popularna. W podchody jeszcze się bawiłem. Koszykówka i siatkówka raczej nie istniały. Siatkówka tylko nad wodą, na plażach. Taka plażowa piłka. Te gry odbywały się ze sprzętem bardzo słabym. Jeśli ktoś miał piłkę, to już był bardzo ważnym sąsiadem, kolegą. Rzadko kto miał piłkę, grało się różnymi rzeczami. Nawet jakimś workiem z kapciami czy jakąś szmacianą piłeczką. Prawdziwą piłkę to może ktoś jeden czy dwóch na dzielnicy miało. Tak to się grało czymkolwiek. Bramki oczywiście były ustawione z jakichś tam cegiełek czy torebek. Mało było boisk. Te, które były, były oblegane. Raczej młodzież dość dużo biegała, uprawiała dużo sportu. Nie było takich sportów, jak bieganie czy ćwiczenia, czy jakieś fitnessy. Siłowni nie było czy basenów okrytych czy innych do pływania. To rzadkość.
Te gry zespołowe to było jedno. A drugie to były bardziej indywidualne zajęcia w mniejszych grupkach. To było kilka takich, rożnych, ważnych wtedy gier którzy wszyscy znali i wszyscy się w nie bawili. Pierwszy był cymbergaj, czyli gra na stole, biurku monetą za pomocą grzebieni. Trzeba było tak jak na boisku piłkarskim wybić tę monetę do bramki, którą się rysowało. 2 bramki na obu końcach. Jest teraz podobna zabawa na różnych ośrodkach wczasowych. Krążek się uderza takim okrągłym czymś z rączką. A tam było za pomocą grzebienia. Ważne było, jaki ma się grzebień.
Może dokończę z tymi grami. Popularne były karty. Dużo grało się w karty. Przeważnie makao i w tysiąca. I jeszcze wojny i inne takie, ale w karty wszyscy grali. Dorośli dużo częściej niż teraz grali w brydża. Dużo osób umawiało się specjalnie na brydża. Były całe drużyny brydżowe. Zawody. Dużo więcej, też dzieci, grało w szachy. Straciły na popularności. Wtedy dużo mniejsze dzieci grały w szachy. Grało się w warcaby. No i ciągną dalej gry planszowe cieszyły się dużą popularnością. Chińczyk, jakieś grzybów zbieranie. To też często dzieci miały i grały ze sobą. Te wszystkie gry cieszyły się dużą popularnością. I gry planszowe, i gry karciane, i gry zręcznościowe. Rzucanie monetami aby przewrócić je na drugą. Tak jak ostatnio wspominałem podchody. Coś trzeba było robić w wolnym czasie a telewizja czy radio to nie bardzo. W telewizji 2 kanały były gdzie 1 program był blokowy.